U Magicznych jak co roku o tej porze rozmowy na linii Robert D.-Senkota.Ponoc jak donosza Prezes zmienil ostatnio koncepcje budowy skladu na rok nastepny ,(6 seniorow) no i Zengi ma zgryz bo znow widzi na koncu tunelu, lawke na ktorej mialby zasiasc. Ale tym razem widac ze obu Panom chyba jednak nie po drodze. Ciekaw tylko kogo ma zamiar zatrudnic Robert (chodzi mi tu o seniorow), bo ja osobiscie nie widze , kto tam mialby jezdzic ; Nichols ? o Janowskim czytalem, ale to przeciez junior, strasznie mnie to ciekawi może ktos wie ? Jesli tak to prosilbym o wiadomosc z gory serdecznie Dziekuje. Jeszcze jakies lekkie zamieszanie u Jozefow jest bo to niby Bomber ma wazny kontrakt, ale bez warunkow finansowych, szczerze nie wiem o co biega, maja Go gdzies dac na wypozyczenie, ale gdzie i po co? Grazyna jest jednak nieprzewidywalna, trzeba czekac. Przycichli nieco pod Jasna Gora, ale tam bedzie chyb jednk problem z dolnym KSM, wbrew temu co mowi Prezes Maslana.
Za to mamy "piekne" wypozyczenie na lini, Torun-Gdansk, Klekajcie Narody, Łord w Gdansku, czyli wszystkie tanc-budy w Trojmiescie sa Jego, Jego i Pawla H. Jak Oni pojda razem "w miasto" to juz dzis mozna wiescic koniec kariery Łorda. To samo sie stalo w Tarnowie, jak Pawcio z Morcinem, rzadzili nocami Tarnowem. Oj bedzie sie tam dzialo , oj bedzie. A jak chodzi o porownanie Lokali Gastronomicznych Torunia z Trojmiastem, to Pikus, Pan Pikus, Torun wymieka, tam dopiero chlopak "rozwinie skrzydla"
Rok 1994
W Pocking sie nie udalo zdobyc medalu Platiniemu, wiec nie odpuszczamy postanawiamy w tym samym skladzie i ta sama "fura" wybrac sie tym razem do Danii do Vojens, gdzie jak juz tradycja nakazuje odbedzie sie w ostatnia Sobote Sierpnia, ostastni w historii zuzla jednodniowy Final IMS. Wśród uczestnikow Tomasz Gollob wiec coz organizujemy ekipe i wyruszamy przed nami 1410 km drogi, dosc sporo.Przez Polske jedziemy jak zwykle z mozolem, atrakcji zadnych no moze oprocz drogi "przez las" miedzy Opolem a "autostrada", która dojedziemy do Wroclawia. Na tym oddcinku normalne oblezenie, cale tabuny "sniadych" i nie tylko diewoji , ktore wykonuja jakies dziwne tance na poboczu, w dosc skapych ubiorach, ale nie korzystamy. Im blizej niemieckiej granicy tym wiecej a potem w ogromnych ilosciach stada "Krasnali Ogrodowych", cale tabuny. Sa tez wiatraki oraz bociany, ale tego w wiele, wiele mniej. Biznes idzie na calego nasi zachodni sasiedzi uwielbiaja miec takie "wynalazki" w swoich ogrodach, a ze u nas ceny konkurencyjne to i stalismy się eurpoejska "potega" jak chodzi o "Krasnalowy" biznes.
"Polski hit exportowy tamtych czasow"
Zreszta nie tylko to , przygraniczne bazary tetnia zyciem wszak wówczas jeszcze roznice w cenach miedzy naszymi krajami byla dosc spora, taki wczesny polski kapitalizm. Pierwsze chwile na niemieckiej ziemi jak chodzi o drogi tak na dwa razy, poczatkowo jeszcze jestesmy na terenach bylego NRD wiec jedziemy pohitlerowskimi betonowymi drogami z charakterystycznym dzwiekiem jakbys pociagiem jechal. Ale juz obok budowane sa nowe nitki autostrad tak aby zrownac ich standard z tymi "zachodnimi" W koncu wjezdzamy na te słynne niemieckie "auto-bany" i zaczyna sie totalana monotonia, z autostrady na autostrade, usnac mozna .W oddali mijamy Berlin, ktory rozpoznajemy po charakterystycznej Iglicy i dalej na polnoc az do Hamburga. Hamburg wiadomo miasto portowe i slynna dzielnica "Czerwonych Latarnii", postanawiamy zwiedzic, zjezdazmy z autostrady i... tracimy 3 godziny, aby znow wyjechac z miasta, tyle z naszego zwiedzania. Przejezdzamy przez kanal Kilonski, rewelacyjne widoki, jedziesz mostem a w dole przeplywaja pelnomorskie statki do dzis mam ten widok przed oczami.
"W tle most , po ktorym jechalismy"
Teraz juz Dania na wyciagniecie reki , jest i granica niemiecko-dunska, budka w szczerym polu podniesione szlabany , wszystkich przepuszczaja, oprocz nas oczywiscie "czarne blachy" jak widac wbudzily zainteresowanie dunskiego pogranicznika. Pyta nas w ichnim jezyku, gdzie jedziemy, my na migi tlumaczymu chlopowi ze do Vojens na speedway, Hans Nielsen, gosc dalej nie wie o co chodzi, myslelismy ze w Danii wszyscy znaja Hansa Nielsena on nie znal, ale w koncu nam odpuszcza i ruszamy dalej jeszcze ok. 40-tu kilometrow i jestesmy u celu podrozy. Od razu udajemy sie pod stadion, ktory znajduje sie pare kilometrow od Vojens, instalujemy sie podobnie jak w Pocking na polu namiotowym tuz pod stadionem idziemy kupic bilety a potem czas na relaks. Wieczorem Speedway Party. Idziemy na impreze, ale szybko wracamy lipa, szkoda nawet gadac, lepiej pogadac o zuzlu w namiocie, wokol zreszta wszedzie imprezy kibicow z roznych stron europy, glownie jednak Skandynawowie choc i naszych nie brakuje. Jedni nawet przyjechali "maluchem" na krakowskich numerach, jestesmy pelni szacunku taki kawal drogi takim sprzetem. Nazajutrz do poludnia z buta idziemy zwiedzic Vojens, mile, czyste miasteczko z waskimi uliczkami i rzedami sklepow.Maly ryneczek, jeden dosc duzy Supermarket i pare dyskontow gdzie robimy drobne zakupy. Czas szybko leci czas wracac przy drodze prowadzacej w kierunku stadionu rzad budynkow, jakies, sklepy z materialami rolniczymi, traktorami i.t.p pizzeria i lokalne Centrum rozywki-kregielnia, gdzie w sobotnie przedpoludnie miejscowi przy piwku relaksuja sie po calym tygodniu pracy, luz, blues. Po przeciwnej stronie drogi na wysokosci Stadionu, tor kartingowy. Teraz juz pozostaje tylko czas aby przygotowac sie do wieczornych zawodow, tuz obok nas rozbila sie spora grupka szwedzkiej mlodziezy, daja w palnik az milo, zwlaszcza jedna "szpetna Szwedka" o "rubensowskich" ksztaltach ubrana w niebiesto-zolty storoj, widac musiala być dosc charakterystyczna bo jak pozniej ogladalem te zawody na video, to realizator transmisji pare razy pokazywal Ja na zbilzeniach. Tradycyjne już przyspiewki "Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata..." Zwijamy namiot i manele bowiem zaraz pozawodach chcemy zaraz wsiadac w woz i do chaty. Miejsca mamy na 1 luku, trawa ale z takim spadem ze ciezko ustac. Sam Stadion wyglada tak samo jak podczas tegorocznych GP Danii nic sie nie zmienilo, ta sama trybuna Glowna, wybudowane na czas zawodow dodatkowe trybuny na przeciwleglej prostej i dwie mniejsze na 2 luku. Trzeba przyznac ze wowczas w Vojens byly tlumy nie to co teraz. Infrastruktura obiektu dramat, oswtlenie typu "lampy z parku" praktycznie nad samym torem, nawet programu wypelnic nie mozna bo ciemno jak wiadomo gdzie... Za to piwko leje sie strumieniami sprzedawane w dosc sporych rozmiarow plastikiowych kubkach, dla ulatwienia transportu dostawalo sie je na
zrobionych z grubiej tektury tackach z 4-ma otworami, cos takiego jak dzis miejsce na puszki w samochodach. Po pewnym czasie jak towarzystwo juz się rozochocilo to te tacki zaczely latac w powietrzu,"trup padal gesto" obok nas stojacy kibic zebral tym w glowe, no nie powiem, faceta zwalilo z nog. O gastronomii wspominal nie bede bo naprawde nie warto. Dla nas "sen o potedze" konczy sie dosc szybko bo po drugim biegu naszego Idola, Tomasza, ktory na wyjsciu z 1 luku 2-go okrazenia, zaliczyl kontrektny "dzwon" i chcac nie chcąc wycofal sie z zawodow. Wsrod bydgoskich kibicow panika, wypadaja na tor, (tam nie ma zadnych zakratowanych pasow bezpieczenstwa) chca chlopa ratowac, wszak w Niedziele mecz u utrzymanie Polonii w lidze, w koncu sluzby porzadkowe przeganiaja ich stamtad i zawody jada dalej (z tego co pamietam to Gollob wystartowal w tych zawodach w Bydgoszczy i walnie przyczynil sie do wygrania przez Milicje meczu) Na szczescie mamy jeszcze w odwodzie Rickiego, ktory w owych czsach startowal z Jaskolka na plastronie. Bieg dodatkowy o Tytul IMS pod tasma Lokalny Idol, Profesor z Oxfordu Hans N., Craig Boyce oraz Tony, start wygrywa Nielsen caly stadion ryczy jest caly czerwono-bialy, nagle cisza jak makiem zasial Tony wyprzedza Hansa na trasie i jest pozamiatane. Ostatni jednodniowy Turniej o Tytul IMS 1994 zostal zakonczony. Wszyscy do wozow i w droge powrotna na graniczy dunsko-niemieckiej gosc z budki nawet nie wychodzil szlabany w gore i sznur aut opuszcz dunska ziemie a jest juz po 24-tej. Podczas drogi powrotnej wpadamy na genialny pomysl aby jeszcze zdazyc na ligowy mecz z Czestochowa w Tarnowie, choc juz wowcas wiedzielismy ze na te zawody nie przyjedzie Ricky, ale coz jak mus to mus, na mecz zdazylismi a i bez Tonego wygralismy wowczas ten mecz.
Zdaje sobie sprawe ze takie przydlugawe wspomnienia nie wzbudzaja zainteresowania Was moi Czytelnicy , ale dzis jest inny Swiat, dzis kupujesz bilet na samolot i jak masz ochote i czas oraz troche grosza to po 2 godzinach ladujesz sobie np. na Wyspach lub gdzie indziej i ogladasz sobie twoj ukochany zuzel. Ale wowczas to byly inne czasy , jakie tam komorki, internety- abstrakcja Taki wyjazd jak dla mnie to bylo powazne wyzwanie , czlowiek powoli sie dowiadywal jak zyja ludzie w "normalnych" krajach. Ale warto bylo, dzis sa wspomnienia i dla takich chwil warto zyc.
"Ostatni jednodniowy Mistrz"
maly
Tarnow 11 Listopad 2010
A ja uważam maly, ze to bardzo dobrze, że piszesz o swoich przeżyciach. Przecież od tego masz bloga. Bardzo interesująca opowieść. Rozwalił mnie tekst o teorii Darwina i szóstym placu po raz czwarty. Wtedy Władziu już chyba zszedłby na zawał. Czy będą kolejne opowieści?
OdpowiedzUsuńPS Słyszałeś, że Wrocławska drużyna się teraz będzie nazywać BETARD WTS SPARTA WROCŁAW - To prawie jak drużyny Islandzkie. Przydługa ta nazwa, no ale chociaż do Sparty wrócili...
Pozdro z Wrocka
This is Sparta!-jesli bedzie taka chec , czytelnikow , to cos tam w zanadrzu jeszcze mam.
OdpowiedzUsuńA co do nazwy to czytalem , coz takie czasy przyszly.
Pozdro z Buczy.
Naprawde fajnie się czyta twoje wspomnienia:)
OdpowiedzUsuń